Od pani inżynier dowiedzieliśmy się niemało, ale na niektóre pytania, jak np. czyją własnością jest „Viola”, nawet ona nie umie odpowiedzieć. Czyżby ten zakład należał do jego szefa? Nasza rozmówczyni jest pewna, że tak nie jest. Od czasu, jak pracuje w przedsiębiorstwie, było już co najmniej pięciu dyrektorów naczelnych. Dwóch zostało dyrektorami innych zakładów, o pozostałych słuch zaginął. Jednych pracownicy wspominają mile, o innych prawie zapomnieli. Był wśród nich i taki, do odejścia którego zbiorowo się przyczynili. Nie byl łubiany, nie umiał współpracować, a co najgorsze podejmował fatalne decyzje – zarobki spadały, urwało się wiele kontaktów z klientami zagranicznymi, starzał się park maszynowy. Ludzie mieli tego dość. Choć nie mogli go zwolnić, znaleźli sposób na to, by „władze” skłoniły go do „dobrowolnego” odejścia.
Dzieje zakładu wyraźnie dzielą się na kadencje kolejnych dyrektorów naczelnych. „Za dyrektora Maliniaka”, „za dyrektora Kubickiego” – tak określa się tutaj różne okresy. Nie jest to tylko zwyczaj językowy. Nasza rozmówczyni twierdzi, że każdy szef odcisnął na „Violi” swoje własne piętno.
Byli bardzo różni: ekonomiści, prawnicy i tylko jeden inżynier włókiennik. Niektórzy „wywodzili się” z zakładu, innych, jak się tutaj mówi, „przywieziono w teczce” lub „spuszczano na spadochronie”.
Leave a reply