Radni gminy, na swoich dyżurach, często przyjmują skargi petentów na opieszałość urzędów. Przekazują je członkom zarządu, ci zaś drogą służbową informują o nich bezpośrednich zwierzchników osób krytykowanych. Impuls biegnie dość długo i po drodze „wytraca” moc oddziaływania. Dodajmy, że kierownicy zwykle bronią swoich podwładnych, od których zależy wykonywanie zadań instytucji i z którymi muszą stale współpracować.
W urzędzie istnieją bardzo ograniczone możliwości motywowania pracowników. Płace są stałe i niezbyt wysokie. Funduszy na specjalne nagrody nie ma. Kar finansowych nie można stosować. Pozostaje służbowa nagana lub pochwała, ale te nie są zbyt ważne dla pracowników. Można urzędnika zwolnić, ale – mimo bezrobocia – bardzo trudno pozyskać fachowca na jego miejsce. Pozostaje „układanie się” z pracownikami, „przymykanie oczu” na drobne niedociągnięcia i w ten sposób zapewnienie wykonywania zadań w granicach urzędniczej „przyzwoitości”.
Petentów do urzędu sprowadzają różne spraw’y, wymagające czynności lub decyzji administracyjnych. Bez nich nie można się ożenić, otrzymać mieszkania z zasobów komunalnych, uzyskać prawa jazdy, pochować zmarłego itp. Stoją więc w kolejkach przed pokojami lub okienkami szczęśliwi, gdy udało im się znaleźć właściwego „decydenta”. Nie jest to bowiem proste, w budynku jest kilka pięter i dużo krętych korytarzy. Co prawda, przy wejściu głównym znajduje się tablica informacyjna, ale wcale nie wynika z niej, gdzie załatwiane są konkretne sprawy. Portier też nie bardzo może nam pomóc, chyba że znamy nazwisko właściwego urzędnika. Wówczas kieruje nas bezbłędnie do odpowiedniego pokoju pracuje tu już wiele lat i zna wszystkich osobiście („rządzi” przecież wszystkimi kluczami).
Leave a reply