„Logika” ta podporządkowuje sobie nie tylko osoby zajmujące się typowo urzędniczą pracą, ale także różnych „profesjonalistów” (prawników, ekonomistów, urbanistów, ekologów itp.), zatrudnionych głównie w wydziale rozwoju gminy. Ich zadaniem powinno być prowadzenie niezbędnych analiz, kreślenie śmiałych wizji przyszłości i projektowanie rozwoju. Ponieważ jednak gmina nie ma dość funduszy na zaspokojenie podstawowych potrzeb bieżących, ich praca staje się „sztuką dla sztuki” na razie nikomu nie są potrzebne ich opracowania. „Dociążani” są natomiast różnymi zadaniami typowo administracyjnymi i stopniowo, w oczekiwaniu na lepsze czasy, przekształcają się w „klasycznych” urzędników.
Od czasu do czasu życiem urzędu „wstrząsa” reorganizacja. Starsi pracownicy pamiętają ich kilka. Zawsze wiązały się one z przyjściem nowego szefa lub kolejnym „zawirowaniem historii” i zmianami koalicji rządzącej „na górze”. Wielu udało się przetrwać kolejne przełomy („październikowy”, „grudniowy”, drugi „grudniowy” i „samorządowy”). Odchodzili najczęściej ci, którzy byli zbyt „upolitycznieni”. To zapewniało im szybsze, ale jednocześnie bardziej ryzykowne kariery.
Z obserwacji praktyki wynika, że nie zawsze najważniejszymi kryteriami awansu w administracji – mimo różnych zapewnień władz – jest staż pracy i kwalifikacje. Kto chce „wspiąć się w górę”, musi przede wszystkim uświadomić decydentom swoje istnienie, lojalność i przydatność w różnych sytuacjach. Awansuje ten, o kim władze wiedzą, że jest „dobry” (cokolwiek to znaczy). Najlepszym sposobem na takie zaistnienie było i jest bardzo często „słuszne” wypowiadanie się na różnych zebraniach i naradach oraz „odpowiedzialne” głosowanie. Taki urzędnik-polityk staje się natychmiast „czyimś człowiekiem”, ale rzadko człowiekiem następnej ekipy. („Najzdolniejsi” opanowali jednak sztukę szybkiego zdobywania zaufania kolejnych władz).
Leave a reply