Historia płaszcza produkowanego w zakładzie zaczyna się najczęściej w Paryżu lub Amsterdamie. Tam co roku odbywają się wielkie giełdy, na których ustalane są „obowiązujące” w najbliższym sezonie tkaniny, wzory, kolory. „Viola” nie kupuje tkanin na tych targach, dowiaduje się natomiast, co będzie wkrótce modne.
W jakiś czas po giełdach tkaninowych odbywają się pokazy mody wielkich projektantów i krawców – dyktatorów mody. Tu prezentowane są najnowsze kolekcje. Jak muzułmanie do Mekki, ciągną wówczas do Paryża, Rzymu czy Londynu przedstawiciele producentów odzieży z całego świata. Znów nie po to, by kupić, lecz by podpatrzeć. Nasz zakład też ma tam swojego „zwiadowcę”. Z reguły jest nim szefowa działu wzornictwa, grupującego plastyków i projektantów.
Nie wszystko jednak, co podsunie własna fantazja lub pomysły światowych dyktatorów mody, może zostać wykonane w zakładzie. Modele zbyt wyszukane i skomplikowane nie nadają się do produkcji taśmowej. Dlatego też wszystkie wzory trafiają na biurka technologów produkcji, którzy oceniają je pod kątem „wykonalności”. Niektóre propozycje są akceptowane, inne – odrzucane niekiedy plastycy wprowadzają konieczne zmiany.
Nie odbywa się to oczywiście bez konfliktów, bowiem żaden twórca nie lubi krytyki swojego dzieła. Technolodzy zarzucają plastykom nadmiar fantazji i „bujania w obłokach”, ci zaś technologom skłonność do łatwizny i nadmiar inżynierii w traktowaniu czegoś, co jest bardziej dziełem sztuki niż konstrukcją. Wzajemne kompromisy umożliwiają w końcu opracowanie ostatecznej propozycji. Powstaje plastyczna propozycja kolekcji. Jest to jednak na razie tylko album z rysunkami.
Leave a reply