Od kilku miesięcy mają dyrektora „z konkursu”. Wybrany został, spośród czterech kandydatów, przez specjalną komisję złożoną z członków rady pracowniczej (to jeden z oficjalnych organów zarządzania zakładem), przedstawicieli związków zawodowych (w zakładzie są dwa), zaproszonych specjalis- tów-doradców i kogoś z ministerstwa. Naczelny jest człowiekiem „z zewnątrz”, spoza „Violi”. Pani inżynier jeszcze nie zna go dobrze i niewiele może o nim powiedzieć. Jednak biorąc kilka razy udział w posiedzeniach dyrekcji, zauważyła, że umie on słuchać uważnie i nie boi się ryzyka. Nie miesza się do kompetencji i decyzji swoich podwładnych, natomiast chętnie przekazuje im dodatkowe uprawnienia decyzyjne. Nawet swoich zastępców (wicedyrektorów) uczy samodzielności w rozwiązywaniu „ich” problemów. Wygląda więc na to, że nie jest autokratą, choć potrafi być stanowczy i wymagający. Ludzie lubią go, wiedząc, że od siebie oczekuje więcej niż od innych. Często zaczyna pracę pierwszy (wcześniej jest tylko jego sekretarka), a wychodzi ostatni. Jakim będzie dyrektorem, jaka będzie jego kadencja – czas pokaże. Jedno jest jednak pewne: nie jest on właścicielem zakładu.
„Viola” nie jest również własnością pracowników. Co prawda pani inżynier słyszała coś o planowanych przekształceniach własnościowych i akcjonariacie pracowniczym, ale jest to „pieśń przyszłości”.
Leave a reply