Śniadanie trwa już ponad dwadzieścia minut, a nie zauważyliśmy ani majstra, ani brygadzistów, ani nikogo z biurowca. Widać w ten rejon nie lubią się zapuszczać. Rewiry ich formalnej władzy są gdzie indziej, tutaj jest przestrzeń nieformalnej władzy grupowej. Te dwa światy istnieją obok siebie, najczęściej dominuje współdziałanie, czasem jednak pojawia się konflikt.
Przerwa się kończy, pokój stopniowo pustoszeje. Za kilka minut śniadanie będą tu jeść pracownice majstra Piotrowskiego. Nie możemy jednak pozostać, wrócił właśnie nasz przewodnik. (Dobrze, że pozostawił nas samych. Jest „człowiekiem dyrekcji” i w jego obecności pewnie nie usłyszelibyśmy tego wszystkiego.) Niedwuznacznie daje nam do zrozumienia, że pora zakończyć wycieczkę, mówi, że zobaczyliśmy już to, co najważniejsze, że ma inne bardzo ważne zajęcia. A przecież nie byliśmy w krojowni, nie wiemy, kto przygotował dla niej szablony, jak wycenia się operacje, do czego służą informacje przetwarzane w biurowcu i podejmowane tam decyzje.
Coraz bardziej niecierpliwiący się asystent dyrektora na wiele podobnych pytań nie umiałby odpowiedzieć. Pracuje w „Violi” zaledwie pięć miesięcy jako magister ekonomii nie zna się jeszcze na różnych szczegółach. Widząc jednak naszą poznawczą determinację proponuje innego, bardziej doświadczonego przewodnika. Nie mamy nic przeciwko temu.
Przechodzimy do działu przygotowania produkcji, gdzie „przejmuje” nas jego kierowniczka. Jest to osoba świetnie znająca zakład. Pracuje tu kilkanaście lat. Z wykształcenia jest inżynierem technologiem odzieży. Pani inżynier (tak zwracają się do niej pracownicy) rozpoczyna swoją opowieść.
Leave a reply